Cześć, jestem Agathe i płynę do Gdyni. Moja podróż trwa bardzo długo. Moja podróż ledwo się zaczęła. Moja podróż trwa już jakiś czas.
Ludzkie kategorie czasu nie mają wielkiego znaczenia, kiedy ci, z którymi podróżujesz ich nie rozumieją. Albo wcale ich nie potrzebują. Moje życie jest podróżą. Babka opowiadała mi, że wszystko zaczęło się w Melbourne, w Australii. Zdeterminowani naukowcy pobrali próbki śliny od wielu ludzi o otwartych głowach. Nie, nie mieli lufcików na czołach ani zawiasów za uszami, byli po prostu ciekawi świata i gotowi nie oceniać z góry wszystkich jego mieszkańców. Wyrosłam z ich śliny umieszczonej w ciele hipopotamicy, która jest moją matką. Poród był trudny i bolesny, choć ofiarna położna Catherine sprawiła się znakomicie. Tak mówi matka i ci, którzy obserwowali to na widowni. Ja nic nie pamiętam, byłam malutka jak szpilka i miałam kiełbie we łbie.
Na samym początku mojej podróży pojechałyśmy do Kongo. Matka chciała mi pokazać swoje stare kąty. Tam odkryłam, że nie wszyscy ludzie są tak otwarci, jak ci, z których śliny wyrosłam. Ludzie w mieście rzucali w nas kamieniami i bili, bo byłyśmy inne, niż oni. Przecież to absurd – choćby nie wiem jak się starać, nie da się być takim samym jak ktoś inny. Byliśmy w Niemczech, byliśmy w Kenii. Próbowałam dowiedzieć się co to znaczy sprawiedliwość, zrozumieć ludzi i ptaki, słuchać wiatru, oglądać dźwięki, ostrzyć chmury i czesać powietrze. Wielu rzeczy nie potrafię, ale bardzo się staram.
Nasza arka jest malutka, ale zmieści wszystkich, wsiadajcie.
Ten tekst jest częścią dziennika Agathe, powstającego w ramach projektu „Arka Agathe”. Kolejne odcinki będą publikowane codziennie do 9 grudnia 2023.