Dopłynęliśmy! W końcu: Gdynia! Ulga i dużo oczekiwań.
Stawiamy stopy, łapy i płetwy na żwirowej plaży. Gdynia wydaje się pusta i jakaś kompletnie niemiejska! Zwykłe miejsce, piękne i malownicze, ale pewnie nie gorsze od innych. Mewy skrzeczą, mocne fale uderzają o kamienisty brzeg. Twarde trawy kołyszą się na wietrze, w oddali widać strome, jasne klify, a na wzgórzach białe i czerwone domki. Jeden z naszych Gołębi Pokoju gubi na brzegu lewą nogę – na szczęście cudzą, nie swoją, więc zostawiamy ją dla innych. W niektórych stronach znalezienie na plaży lewej nogi to obietnica wielkiego szczęścia, przysięgam!
Załóżmy, na potrzeby ćwiczenia umysłowego, które zalecała mi babka – no więc, załóżmy, że nigdzie nie płynęliśmy. Że nasza podróż jest tylko wyobrażoną, a jej celu nie da się umieścić na żadnej mapie. Załóżmy, że moja matka, która jest hipopotamem, ma wciąż w zapasie czterdzieści kokosów, a pod pokładem oprócz cytrusów, o których tylko rozmawiamy i nigdy ich nie zjadamy, leżą jeszcze inne smakołyki i wszystko, co przydaje się w dalekiej podróży. Że są tam: wiosła i kapoki ratunkowe, mleko czekoladowe w małych kartonikach, pamiątkowe kartki z krzepiącymi życzeniami od krewnych, śpiwory i wygodne poduszki, termos z herbatą, liny, sznurki i wstążki, dmuchawa do liści, model żaglowca i magnes na lodówkę, kupiony gdzieś, od kogoś, za jakąś niedużą sumkę. Tak często podróżujemy i z tak wielu powodów, że czasem – pamiętając nawet, że wciąż bawimy się w to zalecane przez babkę ćwiczenie – ciężko odróżnić czas podróżny od tego, w którym nigdzie nie podróżujemy. I czy dotarcie do celu oznacza koniec podróży? Ja jestem ogromna, ale mam bardzo malutką koleżankę, dla której wielką wyprawą było szukanie solniczki na kuchennym stole. A dla mnie betka – wyciągnąć rękę! A przecież nawet dla mnie, w tej podróży w skali mikro, bywają niespodzianki. Tyle razy pomyliłam solniczkę z pieprzniczką.
Zamyślona dotarłam do drogi. Za mną Gołębie, Krab, Golce, moja matka, która jest hipopotamem i śmierdzący Desmond. Wyszła nam naprzeciw osoba o twarzy bladej jak ryżowy papier, uśmiechnęła się, rozłożyła ręce i powiedziała: velkommen til Borringholm!
W tył zwrot, pomyłka! Do arki, ferajna! To nie Gdynia, ale Bornholm! (Moglibyśmy tu zostać, ale czekają na nas w muzeum)!
Ten tekst jest częścią dziennika Agathe, powstającego w ramach projektu „Arka Agathe”. Kolejne odcinki będą publikowane codziennie do 9 grudnia 2023.