Luksusowe kurorty, wycieczki objazdowe, wakacje all inclusive – zagraniczne wyjazdy to jeden z popularniejszych urlopowych scenariuszy współczesnych Polaków. Wybór środka transportu, lokalizacji, miejsca noclegowego i atrakcji, zależy już jedynie od ilości wolnego czasu i zasobności portfela. Nie zawsze jednak tak było.
W okresie PRL-u władza komunistyczna sprawowała ścisłą opiekę nad swoimi obywatelami, dbając, aby serca ludu pracującego nie zostały skalane zepsuciem zdegenerowanego, burżuazyjnego zachodu. Troska ta przejawiała się w setkach kilometrów drutu kolczastego oraz wieżyczek strażniczych na granicach państwa, strzeżonych przez 30 tysięcy żołnierzy Wojsk Ochrony Pogranicza, którzy mieli rozkaz strzelać do każdego kto próbowałby nielegalnie wydostać się z kraju. Na opuszczenie Polski w sposób legalny szanse były bardzo nikłe, tym bardziej, jeśli komuś marzyło się odwiedzenie krajów kapitalistycznych. Paszport otrzymywały najczęściej jedynie osoby reprezentujące Polskę za granicą – biznesowo, sportowo lub artystycznie. Szczęśliwcy musieli jednak liczyć się z byciem nieustannie inwigilowanym przez bezpiekę. Sprawy przybierały nieciekawy obrót, jeśli w zakładzie pracy takiej osoby wydarzył się jakiś poważniejszy wypadek lub awaria. W państwach komunistycznych w takich przypadkach zawsze jednym z pierwszych analizowanych wariantów była ewentualność sabotażu ze strony zachodu – podejrzenie padało więc na osoby, które wyjeżdżały za granicę (teoria związana z sabotażem pojawiła się nawet w przypadku katastrofy w Czarnobylu). Wszechobecna kontrola, trudne warunki ekonomiczne i brak perspektyw powodowały, że wielu Polaków decydowało się na ucieczkę z ojczyzny.
Zorganizowane wycieczki turystyczne stanowiły w tym wypadku jeden z popularnych sposobów na wydostanie się z kraju. Uciekano nie tylko z wyjazdów do państw zachodnich, ale także z krajów bloku wschodniego, z których łatwiej było się przedostać na zachód (np. z Bułgarii albo z Jugosławii). Metody zdobycia upragnionej wolności były bardzo zróżnicowane: wyskakiwano z hotelowych okien, niepostrzeżenie odłączano się od grupy, umykając w jakąś boczną uliczkę, lub podczas zwiedzania udawano się na chwilę do toalety, by już nigdy z niej nie powrócić. W ten sposób do kraju powracały czasami puste autokary, z których w magiczny sposób wyparowała cała wycieczka.
Bywały również bardziej ekstremalne przypadki ucieczek, jak chociażby wyskakiwanie z pokładu „Batorego” podczas rejsów wycieczkowych i docieranie wpław do brzegu. Tak działo się chociażby podczas wycieczek „szlakiem fiordów norweskich”. Aby temu zapobiec, statki zmieniały trasy, omijając porty i kierując się w odludne okolice. To jednak nie zniechęcało śmiałków, którzy nadal podejmowali próby ucieczki.
Wakacyjni uciekinierzy, po zrealizowaniu swojego planu udawali się do najbliższej placówki dyplomatycznej, posterunku policji lub urzędu i prosili o azyl. Ich pierwsze lata w zachodnim świecie najczęściej nie były jednak zbyt różowe. Nie znając języka oraz realiów kapitalistycznego zachodu, mieli niejednokrotnie duże trudności z odnalezieniem się na tamtejszym rynku pracy.
Obecnie wyskakiwanie z hotelowego okna nie jest już na szczęście konieczne, a wakacje najczęściej kojarzą nam się wyłącznie z wypoczynkiem. Warto jednak pamiętać o perypetiach starszych pokoleń, dla których zagraniczna turystyka była szansą na stanie się wolnym człowiekiem.
Tekst: Łukasz Podlaszewski
Ucieczki Polaków za granicę podczas wakacji są jednym z wątków na wystawie stałej Muzeum Emigracji w Gdyni. Zapraszamy!
fot. Bogna Kociumbas / Materiały archiwalne.