To mój ostatni wpis z Gdyni. Wkrótce wyruszymy w dalszą drogę, szukać nowych przyjaciół, nie bojąc się nawet nowych wrogów. Wyruszamy nakarmieni i pocieszeni. Bardzo miło nas przyjęto, a gdyńskie kontakty już na zawsze pozostaną w naszych adresownikach. A przynajmniej w moim, bo nie wiem czy Jagody prowadzą swoje adresowniki.
Tym razem byliśmy w charakterze gości. A przecież nie musiało tak być. Mogliśmy być ofiarami, uciekinierami szukającymi schronienia. I je otrzymać, albo nie. Albo mogliśmy być tymi, którzy mają szansę kogoś ugościć. I korzystają z niej, albo nie i udają, że nie widzą potrzebujących. Bo przecież niezależnie od tego, czy to my migrujemy, zawsze jesteśmy wplątani w ten trójkąt zdarzeń, bo tak już zorganizowany jest ten świat. Jednego dnia jesteś gościem, innego gospodarzem. Raz zastawiasz suto stół, czym chata bogata, a kiedy indziej zatrzaskujesz komuś drzwi przed nosem. Każda z ról zawsze musi być obsadzona. Nosimy w sobie dziedzictwo wszystkich doświadczeń naszych przodków. Moja matka, która jest hipopotamem wie o tym doskonale. Nie warto myśleć o sobie zawsze dobrze, bo to nie jest rozwojowe – tak mi powiedziała pani Helena z Oksywia i postaram się to zapamiętać.
Żegnaj, Gdynio! Jesteś piękna i dobra! Chciałabym tu jeszcze wrócić!
Ten tekst jest częścią dziennika Agathe, powstającego w ramach projektu „Arka Agathe”. Kolejne odcinki będą publikowane codziennie do 9 grudnia 2023.
Ostatnie odcinki: