Podróż trwa. Nasza arka jest malutka, bo pływamy głównie w myślach. Ale i tu czasem wieje, znacznie mocniej niż na najbardziej wzburzonych morzach. Mewy przecinają krzykami horyzont, ich żółte nogi i dzioby błyszczą w słońcu, nawet kiedy pada deszcz. Ach, gdyby tak mieć żółte nogi i błony pławne między palcami! Może w innym życiu? W innym miejscu i czasie? Czuję, że dzięki tym błonom zrozumiałabym dużo więcej. Pewnych spraw nie da się wyśledzić w gazetach ani wyczytać w książkach. Nikt nie opowie nam o nich przy ognisku ani przez telefon. Nie podsłuchamy o nich w trolejbusie. Musimy je przeżyć, a przeżyć błony pławne byłoby bosko!
Na statek zabraliśmy ze sobą pomysły i nadzieje, strachy i niepewności, puste walizki, kosz cytrusów i cztery kokosy. Mieliśmy ich więcej, ale moja matka bardzo lubi pić mleko kokosowe. Robi to zawsze w dni nieparzyste, przestrzegamy tu racji żywnościowych. Matka nie używa słomki, rozłupuje tylko skorupę pupą i zlizuje sok z pokładu. Zresztą, jak hipopotam miały używać słomki? Kompletna niedorzeczność!
Cytrusów nie jadamy. Kiedyś Gołąbki Pokoju (mamy tu dwóch takich naiwniaków) rozdziobały jedną cytrynę i bardzo rozbolały je po niej brzuchy. Cytrusy oglądamy i dyskutujemy o nich. O fakturze ich skóry, o kolorach i o tym, czy cytrusy rozmawiają sobie o nas w swoim kwaśnym języku. Moja matka mówi, że to niemądre. Że żaden cytrus nie traciłby czasu, żeby mielić w miąższu takie bzdury. Okropnie się z nią o to pokłóciłam. Pamiętam dokładnie! Przepływaliśmy wtedy przez Sund i kupiliśmy za ostatnie zaskórniaki jakiś strasznie głupi pomysł od plażowego sprzedawcy pomysłów. Ale ten pomysł wypadł nam potem za burtę i musieliśmy długo zastanawiać się nad jakimś nowym, więc wszystkie kłótnie na arce zostały zawieszone. Także dlatego, że konflikty to ogromna strata kalorii.
Płyną z nami dziobaki i futrzaki. Jaszczurki, ptaki, stwory, migranci, osoby, osoby z wnuczętami, sąsiedzi z dziupli w jednym drzewie. Niektórzy boso, inni w butach na rzepy, albo w kaloszach. Nie wszyscy mają buty, bo po pierwsze niektórzy lubią chodzić boso. A po drugie, nie każdy ma własne buty. Niektóre historie na naszej arce są śmieszne, a inne bardzo smutne i nie sposób oddzielić jednych od drugich. Świat jest zbudowany bardzo dziwnie, na szczęście nie ja wymyślałam rządzące nim prawa. Jestem tu na tych samych zasadach, co reszta: śmieję się i poznaję, płaczę, skaczę i stroję głupie miny, mrugam, ziewam i puszczam bąki. Kiedyś płynął z nami profesor biologii, który często powtarzał, że wymiana gazowa jest nieodzownym elementem istnienia każdego żywego organizmu. Ten profesor wysiadł w Bochum i tyleśmy go widzieli. Taki mądrala na chwilę. Wielu takich błąka się po naszym świecie. Bardzo mnie to uspokaja – nie jestem jedyna!
Ten tekst jest częścią dziennika Agathe, powstającego w ramach projektu „Arka Agathe”. Kolejne odcinki będą publikowane codziennie do 9 grudnia 2023.