Dziennik Agathe. Odcinek 7. A mogło być tak:

Podpływamy do betonowego nabrzeża. Zebrał się tam niezły tłumek. Dzieci i kraby machają nam na przywitanie. Wykrzywiają buzie i szczękoczułki w nieco niepewnych uśmiechach. Widocznie ktoś z muzeum trenował z nimi uroczyste powitanie zacnych, zagranicznych gości. Schodzimy z pokładu: najpierw ja, potem moja matka, Iguana, śmierdzący Desmond, Jaszczurki, Gołębie Pokoju i Jagody. Prezydent miasta pospiesznie wyciąga prawą rękę w moim kierunku, próbując uścisnąć mi dłoń. Nie dosięga, a mnie ciężko jest się schylić do tak ruchliwego człowieka. Miota się między lokalnymi notablami, a moją biedną matką, która jak zwykle przy takich oficjalnych ceregielach dostaje potwornej czkawki.

Ktoś podaje nam kubki z ciepłą herbatą, ktoś inny pyta czy nie mamy ochoty zjeść zupy albo może czegoś słodkiego. Spółdzielnia szwaczek z Oksywia ofiarowuje ciepłe skarpetki dla wszystkich, a dzieci z gdyńskich przedszkoli i szkół – laurki z uczniowskim pozdrowieniem. Od delegacji osiedlowych klubów seniora, strażaków, pracowników i pracowniczek komunikacji miejskiej i kibiców Arki dostajemy kwiaty. Uśmiechy, zaproszenia na jutro i na pojutrze, serdeczne poklepywania po plecach i grzbietach, darmowe bilety na mecz. Mieszkańcy Gdyni dzielą się z nami rękawiczkami, wełnianymi czapkami i szalikami – większość z nas nie jest przyzwyczajona do tak niskich temperatur. Gołębie Pokoju wsuwają skrzydła do rękawic, które uszyła specjalnie dla nich pani Helena z Leszczynek. Nie da się w nich latać, tylko po co gdziekolwiek lecieć, po tak ciepłym przywitaniu?

Ten tekst jest częścią dziennika Agathe, powstającego w ramach projektu „Arka Agathe”. Kolejne odcinki będą publikowane codziennie do 9 grudnia 2023.

Ostatnie odcinki:

Share

Related posts:

Nadchodzące wydarzenia