Podpływamy do betonowego nabrzeża. Zebrał się tam niezły tłumek. Już z daleka słychać krzyki i gwizdy. Dzieci i kraby odgrażają nam pięściami i szczypcami. Czy nikt z muzeum nie powiedział im, że jesteśmy migrantami, wciąż szukającymi swojego miejsca? Nieśmiało schodzimy z pokładu: najpierw ja, potem moja matka, Iguana, śmierdzący Desomnd, Jaszczurki, Gołębie Pokoju i Jagody. Nie czekają na nas przedstawiciele władz miejskich, jedynie jeden wysoki chłopak, pracownik muzeum. Zawstydzony przeprasza za zaistniałą sytuację – prezydent ma teraz bardzo napięty grafik. I prosi, żebyśmy nie zwracali uwagi na te gwizdy i krzyki. Gdynia to bardzo otwarte miasto, a ci co krzyczą to margines, naprawdę. Nie wiem co powiedzieć, a moja biedna matka, jak zwykle w takich sytuacjach dostaje potwornej nerwowej czkawki.
Wiele oddałabym teraz za łyk ciepłej herbaty albo za coś do zjedzenia. Zapasy na Arce już od paru dni były mniej niż skromne. Staraliśmy się dzielić sprawiedliwie tym, co zostało w kufrach pod pokładem. Jest nam zimno, pada deszcz ze śniegiem. Wysoki chłopak, pracownik muzeum gdzieś zniknął. Czy będziemy mogli przespać się tu gdzieś kątem? A może lepiej, bezpieczniej, wrócić na pokład Arki? Żagle na maszt, odpłyńmy myślami do spraw mniej realnych, na te nikt nie ma już siły.
Ten tekst jest częścią dziennika Agathe, powstającego w ramach projektu „Arka Agathe”. Kolejne odcinki będą publikowane codziennie do 9 grudnia 2023.
Ostatnie odcinki: