Rozmowa z Markiem Kamińskim

Jak to jest z tą podróżniczą pasją Polaków? Lubimy podróżować?

Tak, w tej chwili myślę, że ta pasja po latach izolacji się ujawniła. Trzeba stwierdzić, że jesteśmy narodem odważnym, który potrafi postawić wszystko na jedną kartę. To jest ważna cecha sprzyjająca podróżom. Jestem pewien, że gdyby nie czas zaborów, Polacy w większym stopniu przyczyniliby się do odkrywania nowych lądów, zdobywania biegunów.

Co sprzyja poznawaniu nietuzinkowych ludzi w podróży?

Na pewno istotna jest otwartość na drugiego człowieka, wrażliwość, ciekawość świata i nowych dla nas kultur. Wtedy gotowi na to co się może zdarzyć, dajemy sobie szansę na zawarcie cennych przyjaźni. Szczególnie ważna jest tolerancja. W podróży spotykamy przecież ludzi zupełnie odmiennych od nas, mających inne zwyczaje, inne zasady i ważne jest by tej „inności” się nie bać. Pomaga w tym też nauka języków obcych. I nie mam tu na myśli ich perfekcyjnej znajomości, wystarczy w zupełności komunikatywna. Ważne by nie obawiać się mówić w obcym języku i nie mieć kompleksów. Stoi za nami piękna i wyjątkowa historia i jako Polacy nie mamy się czego wstydzić.

Spotkał Pan kiedyś w drodze Polaka, który szczególnie zapadł Panu w pamięć?

Podczas swoich podróży często miałem okazję poznać wielu wspaniałych Polaków. Była to miedzy innymi kobieta – pilot w Australii, rodacy na Barbadosie, czy na szczycie Góry Kościuszki. Polonię napotykałem w najbardziej egzotycznych miejscach świata: w Bombaju, Buenos Aires, Sydney, Vancouver, Toronto, Ottawie, Montrealu. Tych spotkań było tak wiele i wszystkie były dla mnie ważne. Duże wrażenie wywarła na mnie Kinga Choszcz – podróżniczka i reportażystka. Zetknęliśmy się na wspaniałej wystawie „Ziemia z Nieba”. Niedługo potem Kinga zmarła w Afryce na malarię. Na pewno w pamięć zapadło mi moje ostatnie spotkanie z Arturem Hajzerem. Rozmawialiśmy o sukcesach, porażkach, o firmach, które prowadzimy. Okazało się, że mamy dużo ze sobą wspólnego. Było o czym rozmawiać. Niedługo później Artur zginął na Gaszerbrum w Karakorum.

Czy Polacy żyjący za granicą chętnie nawiązują kontakt z tymi, co „tylko przejazdem” znaleźli się w obcym kraju?

Myślę, że każdemu Polakowi mieszkającemu za granicą brakuje kontaktów z ojczyzną, dlatego też chętnie spotyka się i rozmawia z rodakami, których napotyka na swojej drodze. Często podczas swoich wypraw doświadczałem niesamowitej pomocy od Polonii – działo się tak na przykład w Kanadzie, kiedy to bardzo wsparł nas Stanisław Stolarczyk, czy Nowym Yorku, gdzie niezwykle życzliwie ugościł mnie Jurek Majcherczyk.

Czy dzisiejsza łatwość podróżowania nie zaciera granic między ojczyzną i zagranicą?

Sądzę, że łatwość podróżowania wręcz wyostrza te granice. Podczas częstych podróży widzimy kontrast między ojczyzną, a krajami Europy Zachodniej. Znikają granice administracyjne, ale granice kulturowe, architektoniczne widać jeszcze wyraźniej.

Jak najłatwiej znaleźć wspólny język z człowiekiem spotkanym gdzieś na końcu świata?

Wspólny język najłatwiej znaleźć w kręgu emocji, wymiany doświadczeń, problemów, które nas dotykają. Ważne jest aby umieć słuchać z pokorą i tolerancją oraz po prostu być razem.

Czego spodziewa się Pan po Konkursie im. P.E. Strzeleckiego?

Myślę, że jest okazją do zbadania jak wygląda ta nasza współczesna emigracja, jak znosimy rozłąkę i tęsknotę za krajem. Będzie to również służyło zbliżeniu Polonii. To naprawdę ciekawy konkurs i cieszę się, że mogę być jednym z jurorów.

Share

Related posts:

Nadchodzące wydarzenia